Czarna Madonna
Krążą plotki, że do tego wizerunku użyczyła Ci twarzy sama królowa Jadwiga… Nie ma w tym niczego dziwnego, ponieważ w tym świecie byłaś i jesteś przezroczysta. Możesz przybrać dowolną twarz, która będzie zawsze adekwatna do miejsca i czasu. Nigdy się w tym nie pomyliłaś. Ujrzenie Twojej prawdziwej twarzy jest najsłodszą z nagród w niebie. Gdybyśmy bowiem ujrzeli ją tu i teraz – odechciałoby nam się żyć. Tak jak małej Bernadetce.
Najpiękniejsze piękno tego świata jest brzydotą przy Tobie. Nie ma nikogo piękniejszego i bardziej przezroczystego niż Ty. Jesteś tak „pełna Łaski”, że możesz być przezroczysta. A my… my mamy tak odwrotnie! Najczęściej jesteśmy tak puści w środku, że musimy być coraz bardziej widoczni, coraz bardziej pragniemy zwracać na siebie uwagę, obdzieramy się z ubioru wewnętrznego i zewnętrznego, tracimy wszelkie resztki godności po to, aby ktoś nas zauważył. Sprzedajemy wszystko, nawet ból i cierpienie, które Ty zbierałaś pieczołowicie i przechowywałaś jak perły. Dlatego jesteś Królową. Żadna z kobiet na ziemi nie miała i nie będzie mieć takiej godności jak Ty.
„Ale, dlaczego jako „polska” jesteś tak brzydka?” Pytałam niegdyś, krzywiąc się na Twój widok. Gdy byłam mała, moja lękliwa dusza nawet bała się Ciebie. „Brzydki, okropny obraz!” A on ciągle wisiał i wisiał w tym pokoju jak mroczna, czarna plama na ścianie i nikt nie chciał go zdjąć. Nikt też nie umiał mi wytłumaczyć, dlaczego Ciebie czczą. Bo sami nie wiedzieli. Zawsze byłaś dla nich taką boginką z legendy, która spełnia życzenia i chroni, gdy złoży się jej ofiarę. Wiele kobiet boi się Ciebie. Boją się, że gdy zbliżą się do Ciebie, zrobisz z nich męczennice i dewotki. Ale cóż to za męczennik z przymusu? Czyż Ty przymuszasz? Och, nie. Ty nie umiesz przymuszać. Wiesz, że nie da się być męczennikiem bez Miłości. Męczeństwo z przymusu to szatańska głupota! Prawdziwe męczeństwo zaś jest nie do pojęcia, zwłaszcza dla tych, dla których zarówno Ty jak i Krzyż Twojego Syna jesteście zgorszeniem.
Dlatego Cię nie lubiłam właśnie taką. Jak można pokochać cierpienie i brzydotę?
Pewnego dnia zobaczyłam jednak siebie na tym obrazie i zapłakałam. Jakaż może być właściwsza Królowa Polski niż właśnie taka? Poczerniała, zraniona, posiniaczona? Ile to już ran otrzymała Polska i polskie kobiety, które miały okazać się tymi śmiertelnymi? Ale nic z tego! Poturbowane i broczące krwią, ale wstajemy. Odradzamy się niczym feniksy z popiołów. Zakopują nas, a my wyrastamy jak ziarno. Tacy jesteśmy, więc taka jesteś i Ty - nasza Twarzy! Jak wierna, oddana królowa nosisz blizny całego narodu. Każdy cios wymierzony w nas ostatecznie jest ciosem dla Ciebie. Wszystko przyjmujesz bez szemrania. Jak prawdziwa, doświadczona matka wiesz co komu potrzeba. Jednego uczysz delikatności, a drugiego wręcz przeciwnie – koniecznej asertywności i dyscypliny; wszystkich zaś – godności. Interesujesz się każdym szczegółem; przed Twoim kochającym, czujnym spojrzeniem nic się nie ukryje…
W moim wymarzonym „majowym” idę boso do małego, drewnianego kościółka, zagubionego w świecie. Ubrana w ulubioną, niebieską sukienkę, z rozpuszczonymi, długimi włosami w rękach trzymam bukiet majowych kwiatów z łąki. I dziwują się wszyscy na mój widok, bo przecież na „majowe” chodzą tylko staruszki w moherowych beretach. Ale niektóre z tych staruszek mają Tajemnicę, której – jak to tajemnicy – nie widać na zewnątrz. To Twoja Tajemnica. I to właśnie z nimi wymieniam porozumiewawcze uśmiechy, gdy składam swój bukiet pod Twoim Czarnym Wizerunkiem, Królowo… Matko moja.