Kapliczka


Jak oszacować wartość przydrożnej kapliczki? Jaką walutę i jaki kurs obrać? Nie znają jej zjawy bezszelestnie prześlizgujące się obok. Wkładające w pośpiechu swój bagaż do samochodu. Pędzące w zawrotnym tempie po kolejną działkę wrażeń w swym delirium rzeczywistości. 

Stoi samotna, zawsze na skraju. Na skraju dróg, pragnień, euforii i rozpaczy. Słońce ją praży, deszcze siekają, wichury zginają. 

W tysiąc dziewięćset osiemnastym podstawiła wiadro pod płaczącą Anielę, której czwartą córeczkę anioły wniebowzięły. W dwudziestym dziewiątym zakryła dyskretnie szepty i pocałunki zakazanej miłości Stepana i Anny. W trzydziestym szóstym włożyła na głowę wianek niezgrabnie upleciony rączętami Staszka i Jana, gdy im niebiosa ojca zwróciły. W czterdziestym pierwszym wchłonęła całą krew umierającego samotnie na jej plecach Włodka z drugiego batalionu piechoty. W sześćdziesiątym oświetliła o zmroku drogę i duszę bezimiennemu wędrowcowi, który pogubił się na ścieżkach życia. 

Przesuwam palcami po kamieniu i czuję jak z szeptami tych postaci ogarnia mnie bezczas wieczności. 

- Odnowią - słyszę z tyłu głos. 

Odwracam się i widzę jegomościa z czerwoną twarzą i flaszką w ręce. 

- Kto odnowi? 

- Ona wie - gość wskazuje na figurkę w kapliczce. Siada na ziemi, opiera o nią plecy, otwiera flaszkę. Pije do dna. Kątem ducha widzę jak kamień przyjmuje jego pot i zapach spirytusu; jak rzeźbi nimi w sobie swoistą rynienkę, po której płynie nieprzemijanie. 

Kapliczko przydrożna

drogowskazie zbłąkanych

wskaż właściwą drogę, 

studnio zapłakanych 

przyjmij łzy słone, 

towarzyszko samotnych 

udziel oparcia, 

matko dusz osieroconych 

przytul do siebie, 

nagrodo zmęczonych 

obmyj z potu i krwi, 

świadku zdarzeń niezliczonych 

poucz o prawdzie, 

grobie umierających 

okryj mchem i kamieniem, 

Kapliczko przydrożna 

miejsce bezczasu 

i bezpowrotu